DZIWIĘ SIĘ.
Tam za mną, na drugim planie, widać Pitera z facetem z firmy budowlanej. Za chwilę podpiszą umowę na wybudowanie na Ziemi Przodków „kurnika”. Znaczy naszego domku letniskowego, nazywanego kurnikiem przez Mariannę. Jeszcze w to nie wierzę. Bo na nic w życiu nie czekałam tak długo, jak na to letnisko. Będzie z dwadzieścia lat, pełnych zawodów, rozczarowań i łez. No i teraz oni tam chodzą po tych chwastach, rozmawiają i tylko co jakiś czas Piter wzywa mnie na konsultacje, żeby potem nie było. I ja wiem, że nie mamy pieniędzy na nic więcej, niż stan surowy otwarty, ale mam to w arcygłebokim poważaniu.
Bo nad nami przez cały czas kołowało ze dwadzieścia bocianów. A ledwo skończyliśmy ustalenia spadła ulewa. Więc jeśli to nie są ZNAKI, to co niby nimi jest?
PS.
OCZYWIŚCIE na koniec, już po podpisaniu umowy, Pan Robert zapytał:
– „Ale dlaczego tutaj? Panie Piotrze, dlaczego chce pan robić letnisko w takim miejscu?! Środek zwykłej wsi. Żadnych atrakcji. Nic ciekawego. WHY???”.
– Bo to ziemia Po Dziadku.
Zostaliśmy Ziomalami.
TAK ZUPEŁNIE NA MARGINESIE:
Pan Robert mieszka we tej samej wsi, w której mieszkają rodzice żony Pitera kuzyna zza miedzy. Trochę przypomina to status pana Piotra, który nam stawiał siatkę i okazał się mężem kuzynki ciotecznej siostry. Ciekawe, kto nam będzie robić trawnik…
© 2022 – 2023, Jo. All rights reserved.