Nie, to nie jest żaden mObywatel, tylko obywatel mobbingowany. Przez system cyfryzacji aparatu państwowego. Na dodatek pod hasłem: „Tak będzie łatwiej.”.
Nie jest. To znaczy może i jest, ale nie dla mnie. Być może jestem jakimś cywilizacyjnym dinozaurem. Nawet na pewno. Szczytem moich nowoczesnych umiejętności jest zapamiętanie PESELu, ale już PINy mnie przerastają, a o hasłach (koniecznie złożonych przynajmniej z dwunastu znaków, w tym jednej dużej litery, dwóch cyfr i iluś tam znaków specjalnych) nie wspomnę.
I chociaż nie przeczę – bywają sytuacje, w których ta cała cyfryzacja ma sens, to w głębi duszy wolałam stary, dobry system pani w okienku.
No i tak się złożyło, że skończył mi się jeden lek. Luxmedowy profil pacjenta poinformował mnie, że nie mogą mi wystawić recepty automatycznej, bez wizyty u lekarza, bo to lek z grupy antybiotyków i psychotropów (SERIO???), ale mam go na recepcie powtarzalnej, ważnej do lipca. Problem polegał na tym, że nikt z nas nie pamiętał, gdzie tę receptę realizowaliśmy.
Piter wpadł na genialny pomysł, żeby odzyskać dostęp do mojego profilu mObywatel. Bo po ubiegłorocznej wymianie dowodu osobistego coś tam mi się rozsypało. Pewnie nie potrafiłam zmienić danych, a potem zapomniałam hasła/loginu/PINu czy nazwiska panieńskiego matki. Żart. Z tym ostatnim. Bo co do reszty to bym głowy nie dała. Profil na gwizdek był mi potrzebny, więc go nie tykałam.
Aaa, już wiem… Wywaliła mi się aplikacja po wymianie telefonu… Tak, to musiało być to!
Ja mu mówię: „Piter, ty mnie nie denerwuj! Próbowałam uruchomić tę aplikację i szału dostałam!”. Na co mój mąż odparł, że spoko, on mi pomoże, i w ogóle co za problem.
Po godzinie był blady, rzucał pod nosem przekleństwami i chyba robił na szybko bilans, czy zepnie budżet bez mojego zasiłku dla Matki Autysty. Chyba mu te obliczenia nie wypadły najlepiej, bo zacisnął zęby i po raz czterdziesty zapytał, czy na pewno nie pamiętam, jakie tam miałam hasło… No przecież mówiłam, że nie!
Wreszcie odzyskaliśmy profil w aplikacji. Trzeba było nadać nazwę użytkownika. To wpisałam swoje imię i nazwiska.
Niedostępne.
Jak na wszystkich bogów świata może być niedostępne??? Czy ja się nazywam AnnaKowalska??? Alebo MariaNowak???
Wpisałam inaczej.
Zalogował.
I podstawił mi te niedostępne dane.
Moje dane z poprzednich ustawień, do których odmawiał mi dostępu z niewiadomych powodów.
Myślicie, że koniec atrakcji, taaaak?
No nie.
Najpierw nie pokazywał mi wszystkich recept i to był ten moment, kiedy Piter zrezygnowany poszedł do swojego pokoju, przysięgając sobie, że nigdy więcej nie będzie mi pomagać w odzyskaniu jakiegokolwiek profilu. Gdziekolwiek.
Potem, po trzykrotnym podawaniu hasła, udało mi się gdzieś kliknąć, gdzie były wszystkie recepty. No i, proszę państwa, przechodzimy do puenty.
Recepta – powtarzalna wg Luxmedu, zdaniem systemu (kurczę, ja już nie wiem, jak on się nazywa… e-recepta? e-portal-pacjenta? obywatelu-zejdź-z-tego-świata-żeby-NFZ-mógł-zaoszczędzić-trochę-kasy-na-premie?) była jednorazowa i żeby ponownie kupić ten lek, muszę otrzymać nową.
Tak, zgadliście: nie ma żadnych wolnych terminów do okulisty.
© 2025, Jo. All rights reserved.