Nie, bardzo mi przykro, ale powyższy tytuł nie jest dowodem mojej ułomności umysłowej. To coś jakby żart, ale nie do końca, bo po prawdzie jest opisem produktu w sklepie internetowym. Ja jeszcze nie osiągnęłam takiego poziomu demencji. Ale dziś nie o tym. Dziś będzie o akwarelach Jakuba.
Kuba od trzech lat maluje. Akwarelami. Nałogowo. Z Klubu przywiózł 99 prac z Pokemonem plus ileś tam innych, wyprodukowanych w ciągu trzech miesięcy. Zużywa przemysłowe ilości farby, głównie żółtej. No i właśnie w tym rzecz.
Bo Kuba nie zużywa farb równo. Niektóre kolory są nietknięte. A my musimy kupować nową paletkę. Więc wymyśliłam sobie szczwanie (tak, tak – patrz: Baldrick i jego szczwane plany… wiem, wiem…), że powinniśmy poszukać farb z wymienianymi kostkami.
Znalazłam. Drogie, jak cholera. No ale może w sumie ekonomiczne, jeśli będziemy wymieniać tylko te brakujące kostki. Dostał na Gwiazdkę. Wrócił z awanturą, że mu się kasetka zepsuła.
Ech…
Faktycznie, kasetka miała ruchome części mocujące kostki z farbą, no i te mocowania dość łatwo wypadały. A to Kubę ogromnie frustrowało. Zatem kasetka nie była popsuta tylko irytująca, co w sumie na jedno wychodzi. Poszedł rybak nad szumiące morze i zamówił inne farby. Też z wymiennymi kostkami, ale bez ruchomych części. I trzyma kciuki, żeby nowa kasetka spełniła Jakuba wysokie wymagania. Wy też trzymajcie.
To może trochę obrazków?
Tak wygląda proces twórczy Jakuba. Włącza sobie kompa. Znajduje kadr filmu, albo jakieś zdjęcie. Robi szkic. A potem go maluje.
Stare farby vs. nowe farby.
Stare, cholera. Mają trzy tygodnie.
Te nowe mają mniej kolorów, ale nie sądzę, aby Kuba szedł w impresjonizm i szukał niuansów oraz tonacji. W środku są identyczne półkostki (osobiście rozpakowywałam oba zestawy z papierków), więc powinny pasować. Niech pasują, błagam, bo zwariuję! I wtedy naprawdę mogę zacząć pisać: wodne akwarele, albo i jeszcze gorzej!
© 2025, Jo. All rights reserved.