Robiliście w dzieciństwie ludziki z kasztanów? Głupie pytanie – każdy robił! Ja do tej pory nie mogę się […]
Kasztanowy łucznik
Chopin romantyczny
Cześć wszystkim, tu Janek. Wygląda na to że to ja będę teraz pisał na blogu. Nie chciałbym żeby to co tej pory robiliśmy poszło na marne. A poza tym muszę ćwiczyć swoje umiejętności komunikacyjne. Mam nadzieję że będziecie tu zaglądać.
No to do dzieła!
Coś się kończy…
Zbliżamy się nieuchronnie ku końcowi Rutyny. Wiem, wiele razy ten koniec zapowiadałam i jakoś nigdy nie dotrzymałam słowa. […]
Ortodonta
W piątym roku prostowania zębów BlueBoy musiał przejść w tryb częściowej samodzielności i pojechać na drugi koniec miasta na kontrolę i potencjalną wymianę nakładek. Zanim pojawi wam się myśl, że „rany, co ta kobieta znowu wymyśla… przecież facet ma dwadzieścia pięć lat…”, pozwólcie że przypomnę: mówimy o dwudziestopięcioletnim autyście o koncentracji czterolatka, chyba że chodzi o lego, to wtedy wiadomo.
Zatem ten młody człowiek miał dojechać do ortodonty, a potem wrócić na Ursynów, zjeść obiad na mieście, pojechać do kumpli od klocków, a na koniec trafić na swój trening łuczniczy.
Czytacie dalej?
Mój jest ten kawałek podłogi.
Wprawdzie nasz Ośrodek działa od marca, ale właśnie dzisiaj mieliśmy oficjalne otwarcie. Takie z władzami województwa, miasta i […]
Niespodzianka!
ZUS. Zmora i przekleństwo. Wszyscy patrzą na mnie, jak na wariatkę, kiedy mówię, że my nigdy nie mieliśmy z nim problemu.
V Królewski Festiwal Rzemiosł
W naszym Pałacu często dzieją się ciekawe rzeczy. Np. ten weekend mieliśmy Festiwal Rzemiosł. Jak zobaczycie na filmiku […]
Jesienne porządki
Niby do jesieni jeszcze tydzień, ale powiedzmy sobie szczerze: od pierwszego września wszyscy jesteśmy w takim powakacyjnowczesnojesiennym trybie. […]
Coś dla ciała. i dla ducha.
Moi synowie od zawsze byli, nie wiadomo skąd, takimi knajpianymi dziećmi i najwyraźniej na starość im nie przeszło. W Warszawie nie jadamy poza domem, najwyżej jakieś lody czy kawa (pomińmy litościwie PH, błagam…), więc jak już gdzieś wyjedziemy, to pilnują tego żarcia na mieście, jakby od tego zależało ich życie. Więc kiedy pojechaliśmy urodzinowo do Łodzi na gry i komiksy, drugim w kolejności pytaniem było oczywiście: „Gdzie jemy?”.
Centrum Komiksu i Narracji Interaktywnej
Myślałam, że BB napisze o ostatnim akcencie obchodów jego 25 urodzin, ale BB jest ostatnio bardzo zajęty i za chwilę w ogóle zapomnimy, co tam się działo, więc służba – nie drużba, matka do roboty.
Pomysł podrzuciła Key. „Ej, słuchaj, tu jest muzeum komiksu! Zaraz ci foty przyślę!”. I nawet przysłała. Ze swoimi podopiecznymi grającymi na przedpotopowych konsolach (nie pokażę, bo nie wyrażają zgody na publikację wizerunku) oraz z Jasnowłosą. Do Jasnowłosej jeszcze wrócimy, tymczasem zostańmy przy perspektywie muzeum komiksów i pytaniu, co tam właściwie robiły te zabytkowe komputery? Trzeba było sprawdzić.
Wyprawka
Przełom sierpnia i września to taki trochę kłopotliwy emocjonalnie czas. Bo zaczynają się tematy szkolne, a ty stoisz w rozkroku, ponieważ niby teoretycznie twoje dzieci nie są już dziećmi, szkoły pokończyły, ale dorosłego życia nie zaczęły i nie zaczną i tak nie bardzo wiesz, gdzie jesteś, bo nic tu się nie zgadza z ogólnie przyjętymi paradygmatami.
Sezon na…?
Wysłałam męża do sklepu po ziemniaki i cebulę. Dzwoni, że są ładne podgrzybki i czy kupić. Teoretycznie wszystko do siebie pasuje. Te ziemniaki, cebula i podgrzybki. Tylko, że mamy sierpień!
25
Trudno w to uwierzyć, ale…
Zespół wypalenia
Pójdę na łatwiznę i po prostu wkleję podsumowanie AI: I dorzucimy do tego jeszcze zespół wypalenia opiekuna osoby […]
Letnia wyliczanka
Zastanawialiśmy się wczoraj, z czym nam się kojarzy polskie lato. Wiadomo było, że wspomnienia BlueBoya będą się różnić od naszych, ale ciekawa byłam, jak bardzo.
Wnioski do zapisania
Teoretycznie mamy połowę wakacji, bez względu na to, jak je liczymy: lipiec-sierpień czy czerwiec-wrzesień, co jest nieco… no właśnie nie wiem, jakie. Bo jak się nie ma dzieci w szkole, to cały rok jakoś tak dziwnie się rozjeżdża i nie trzyma w żadnych ramach. Poza Bożym Narodzeniem, rzecz jasna.
Plaża
Dziennik podróży. Dzień szósty. Znacie kogoś, kto potrafi strzaskać sobie twarz w kwadrans, mając na niej cztery warstwy […]
Imieniny w Casti
Dziennik podróży. Dzień piąty. Ciao a tutti! Tak naprawdę smażymy się przeze mnie, ponieważ chciałem raz w życiu […]
Dzień Ojca
Post dodatkowy, bo inaczej nam się posypie chronologia. Tak się jakoś złożyło, że mamy dziś Dzień Ojca. I […]
W wakacyjnej kuchni
Dziennik podróży. Dzień trzeci.
Być może stwierdzenie, że jeżdżę do Włoch, żeby tam sobie pogotować, byłoby pewnym nadużyciem, ale…
Prawda jest taka, że każde wakacje zaczynamy od wizyty w supermarkecie, a potem z rzadka bywamy w restauracjach (głównie dlatego, że nas na nie nie stać) i gotujemy w domu. I ja to gotowanie po prostu uwielbiam!