Mieliśmy ostatnio dyskusję na temat kary. Dyskusję w szerszym niż nasze gronie i dotyczącą karania dzieci. I choć była niezwykle interesująca, nie przyniosła jednoznacznych odpowiedzi.
Zdania na temat działania kar i sensowności ich stosowania były (i pozostały) podzielone. Ja osobiście uważam karanie dzieci za totalnie pozbawione sensu. Przy czym dojście do tego wniosku zajęło mi parę lat praktyki i wyciągania wniosków, bo przecież wychowana byłam, jak większość mojego pokolenia, w systemie kar (jakoś o nagrodach nikt nie pamiętał niestety) i taki sam system usiłowałam stosować w dorosłym życiu. Może to zasługa moich autystycznie odpornych na behawioralne metody synów, może moich własnych doświadczeń, ale wniosek pozostał jeden: kary nic nie dają. Są wyłącznie manifestacją władzy i odwetem za to, że ktoś postąpił wbrew naszej woli. I niczym więcej.
No bo niby jak szlaban na konsolę ma sprawić, że dziecko (bez względu na jego wiek) powstrzyma się od chamskich odzywek wobec rodziców czy rodzeństwa? Tell me. Bo ja tu nie widzę przełożenia. Poza tym wolałabym, żeby panowało nad swoim słownictwem dlatego, że nie powinno się chamsko odzywać do innych ludzi, a nie z obawy, że mu się zabierze na tydzień telefon. Podobnie z innymi przykładami (ach, skąd mi się one biorą?). Zawalisz coś – ponosisz tego konsekwencje, więc nie zawalaj. A nie że dostaniesz karę. Będziesz źle traktować ludzi – nie licz na ich pomoc, bo nikt nie chce pomagać komuś, kto się tak zachowuje. A nie, że byłeś dla mnie niemiły, to ja ci w rewanżu nie pomogę. Poza tym ja się na przykład nie zgadzam na niewłaściwe traktowanie. Nie oczekuję od swojego syna wdzięczności za to, co dla niego robimy, ale chciałabym, żeby zauważał, że zawsze może na nas liczyć, często kosztem naszych własnych spraw. To coś w rodzaju umowy wzajemnego wsparcia i szacunku. Opartego na zrozumieniu, a nie karach!
Może mam zbyt idealistyczne podejście do tematu, ale naprawdę nie widzę sensu w stosowaniu kar. Rzecz jasna wielokroć się na tym podejściu przejeżdżam, bo jednak „Sometimes it’s good to rule by fear.” (Violet Crawley). Ale generalnie straszenie kogoś karą, albo wyżywanie się na kimś karaniem go świadczy wyłącznie o bezsilności karzącego. Lub jego sadystycznych skłonnościach. A ja wolę wierzyć, że uda mi się przekonać, wyjaśnić, wychować. Bo tak naprawdę warta jest jedynie zmiana osiągnięta pracą nad sobą. Zmianą swojego podejścia do relacji i obowiązków.
Nie ułatwiam sobie zadania… Oj nie ułatwiam…
© 2023, Jo. All rights reserved.