
Przechodząc via Giardino Giusti możesz zastanawiać się, skąd się wzięła jej nazwa i w ogóle gdzie tu jakiś ogród. Bo ulica wygląda tak:

Tymczasem za tym, co widać na powyższym zdjęciu, znajduje się jeden z najpiękniejszych renesansowych ogrodów, ukryty sekret Werony, Giardino Giusti. Przez wiele lat mijałam te mury nie mając pojęcia, co się za nimi kryje. Potem znów zajęło mi trochę czasu przyprowadzenie tu chłopaków. Ale wreszcie się udało i w tym roku, korzystając z pięknej pogody, wybraliśmy się na spacer po założonym w XVI wieku przez Agostino Giusti ogrodzie.
Najpierw jednak trzeba było zaparkować samochód. A znalezienie w tej okolicy miejsca do parkowania graniczy z cudem. Nie chciałabym przechwalić mojego męża, więc może pokażę to na zdjęciach, jednocześnie dementując przypuszczenia, że mamy skrętne o 90º koła, albo że najpierw zaparkował Piter, a potem dojechały pozostałe samochody. On jest naprawdę bardzo dobrym kierowcą, ten mój mąż.


Kiedy Piter szukał parkomatu (czy tam parkometru), co zajęło mu więcej czasu, niż zaparkowanie samochodu, poszłam z Paniczami po bilety. A dzięki naszej nauczycielce włoskiego poszłam po nie uzbrojona w wiedzę, że osoby niepełnosprawne mają w wielu obiektach wstęp bezpłatny oraz w odpowiednio sformułowane zdanie. Śmiać mi się trochę chciało, bo podczas pierwszej wizyty w Weronie, ponad trzydzieści lat temu, wkuwałam: „Vorrei scambiare monete per il telefono”, a teraz: „Siamo quattro persone, due disabili e due assistenti”. Zawsze muszę mieć jakąś formułkę pod ręką 🙂





Wreszcie dołączył do nas Piter i mogliśmy przejść do części ogrodowej. Proszę przygotować aparaty!











Zatrzymajcie mnie, bo ja tak mogę w nieskończoność.
Miejsce jest magiczne. Za murami toczy się normalne życie miasta, a tu, w ogrodzie, człowiek ma wrażenie jakby przeniósł się do zupełnie innego świata i czasu.




Początkowo w miejscu obecnych parterów znajdowały się kotły do farbowania tkanin. Trudno to sobie dziś wyobrazić. Natomiast BlueBoy chyba nie do końca wyobraził sobie na czym polega pokonywanie labiryntu…



Skoro BB znalazł wyjście z labiryntu możemy ruszyć dalej.
Porzucamy formowane bukszpany (były dla mojej alergii wielkim wyzwaniem) i żółwie w fontannach i wspinamy się którąś z leśnych ścieżek pod górę. Najbardziej znany szlak spacerowy to ten w kierunku maszkarona. Ponoć dawniej z jego paszczy buchały płomienie… Teraz możemy wejść na znajdujący się nad nim balkon widokowy. Zapewniam, że warto.





Wybieramy ścieżkę z lewej strony i idziemy nią do pawilonu, z którego roztacza się widok na miasto. Spędziłyśmy w nim kiedyś z Key sporo czasu na rozmowie o życiu.







Podoba nam się ta dzika, górująca nad miastem część ogrodu. Ciekawe, co jeszcze tu znajdziemy?










Jest dość ciepło. Zanim wrócimy na San Mattia i zanurzymy się w basenie, zaglądamy jeszcze do Palazzo Giusti. Też jesteście ciekawi, jak mieszkali właściciele tego kawałka raju?











To piękne miejsce warte jest powrotu.

Tu kilka odsyłaczy do stron, które mogą was zainteresować:
https://giardinogiusti.com/article/11305/il-giardino/
https://www.facebook.com/giardinogiusti
© 2022 – 2025, Jo. All rights reserved.