Panowie poszli do szkół.
Spod Kuby szkoły zadzwonił transport. Z problemem: „Gdzie tu się wchodzi, bo są dwa wejścia?”. A nie prościej Jakuba zapytać?
Nic na to nie poradzę, ale do szału doprowadza mnie traktowanie go jak przygłupka. Może i mało komunikatywny, ale po dwóch latach jeżdżenia do szkoły wie, które drzwi są do jego szkoły, a które do przedszkola.
PFFFFFFFF…
Z BlueBoyem nieco lepiej. Jedynie plan lekcji ma ułożony tak idiotycznie, ale tak idiotycznie, że…
Tak, pamiętam: będę ten rok celebrować, bez względu na wszystko.
Ponieważ jest zwolniony z niektórych przedmiotów (BB, nie plan lekcji) załapał się na dwugodzinne okienko w czwartek. No i zaczyna zajęcia o różnych dziwnych godzinach. Raz o dziewiątej, raz o dwunastej… Ale spoko: na razie jedynym poważnym problemem jest znalezienie odpowiedzi na pytanie: „Co z obiadami???„.
Patrzę na ten plan i widzę szanse na przeżycie. Mamy do ogarnięcia jedynie rozszerzoną historię i polski, matmę, angielski i przyrodę.
Babka z przyrody jest super, więc comiesięczna praca zaliczeniowa załatwia temat.
Matma to będzie masakra, a na dodatek na razie nie ma mowy o dodatkowych zajęciach indywidualnych. Poczekajmy… Do pierwszego sprawdzianu… Nauczyciel sam będzie szukać wolnego terminu…
Bo zmienił nam się nauczyciel od matmy.
Dalej: historia. No z historią to będzie szał… Ale wiedziałam. Nie ma niespodzianki. Przygotowana jestem do poświęcenia.
Polski. W zasadzie to samo, z jednym zastrzeżeniem: NIE MA MOWY, żebym z nim cokolwiek pisała. W sensie: wypracowania, rozprawki itd. NO WAY. NEVER.
I angielski. Od dwóch miesięcy BB ma zajęcia z lektorem. Jak będzie trzeba, to podciągną braki.
Tylko co ja z tymi jego obiadami zrobię???
Czym ja się martwię… Przecież i tak za trzy tygodnie wylądujemy wszyscy w domu… No, góra za miesiąc…
Jeszcze kolejny wrześniowy PLUS by się przydał, prawda?
Ruszyły lekcje gitary.
Na razie zdalnie, ale pojawiły się nowe utwory do ćwiczenia.
© 2020, Jo.. All rights reserved.