Poinformowałam w niedzielę moich panów, że mam dość, zmęczona jestem ich postawą i od jutra nie będę za nimi chodzić i ich prosić. O nic.
To, co mogę, zrobię sama.
Nauczeni doświadczeniem nie wybuchnęli fajerwerkami radości, tylko patrząc niezmiernie podejrzliwie zapytali, czy mają się bać.
Oczywiście! W ogóle co za pytanie?
Poczułam się więc niejako zmuszona do udzielenia bliższych wyjaśnień. Że rzygam ciągłym proszeniem, przypominaniem i wybłagiwaniem, aby zrobili coś, na czym mi zależy. I że z rozważań na ten temat wyszło mi, że mniej mnie będzie kosztowała rezygnacja z tego czegoś, niż nieustanne dopraszanie się.
Chyba nie do końca uwierzyli, ale kiedy następnego dnia kazałam obrać ziemniaki, BB zaprotestował: „Moment, mówiłaś, że nie będziesz nas o nic prosić!”.
Oczywiście, mój drogi. Tyle, że ja nie proszę. To jest polecenie. Nie chcesz – nie obieraj. Nie będzie ziemniaków – nie zrobię knedli z truskawkami. Twój wybór…
Ani słowem nie powiedziałam, że będę was WYRĘCZAĆ…
„To może obrać podwójną porcję? Bo ostatnio to tak jakoś mało tych knedli było…”
gem
set
mecz
© 2020, Jo.. All rights reserved.