Śniło mi się, że mój mąż ma romans z koleżanką z pracy. Wprawdzie nie wiem, jakim cudem ma ten romans, skoro od dwóch miesięcy kibluje w domu, ale ma. Na dodatek wcale tego romansu nie ukrywał, wręcz się nim szczycił i to właśnie było najgorsze.
Podobno sny są odzwierciedleniem naszych emocji, więc wychodzi mi na to, że podświadomość grzebała mi w bezsilności. Bo właśnie to uczucie zdominowało sen. Zwłaszcza kiedy szłam piechotą do Piastowa na lekcję. Nie mam pojęcia jaką, ale szłam, i szłam, i szłam z tej bezsilności, bo wybiegłam z domu bez torebki i mieszczących się w niej akcesoriów typu portfel, klucze i sztyft do ust.
I kiedy już się wreszcie obudziłam, a nawet nieco ochłonęłam (bo naprawdę sen do lajtowych nie należał), to przeprowadziłam sobie krótką autoanalizę, z której mi wyszło, że powinnam podkreślić bardziej swoją decyzyjność w domu…
[nie mam pojęcia, jak mogę BARDZIEJ ją podkreślić]
… oraz coś sobie kupić. Na pocieszenie.
I jasno mi z tej analizy wychodzi, że torebkę.
Nie wiem, jak wy, ale ja nie zaryzykuję sprzeciwiania się własnej podświadomości.
Tak na wypadek…
© 2020, Jo.. All rights reserved.